środa, 27 sierpnia 2014

Uwikłanie, Zygmunt Miłoszewski





Pewnej czerwcowej niedzieli 2005 roku prokurator Teodor Szacki dostaje zgłoszenie o niecodziennym zabójstwie – w poklasztornym budynku ginie uczestnik psychoterapii grupowej. Czy rozwiązanie na pozór prostej zagadki kryminalnej przyniesie za sobą poczucie spełnienia prokuratorskiego obowiązku, a finalne rozstrzygnięcia będą jedynymi słusznymi? I co, jeżeli tytułowe uwikłanie okaże się być nie tylko bardziej skomplikowanym, niżbyśmy sobie tego życzyli, ale i pociągnie za sobą niewygodne i od dawna skrywane tajemnice?...
 
 
Uwikłanie Zygmunta Miłoszewskiego przynosi czytelnikowi nie tylko fantastycznie zarysowaną i intrygująca fabułę, ale i niesztampowe rozstrzygnięcia. Oto główny bohater, prokurator Teodor Szacki, dostaje do zbadania sprawę, która, jak się okazuje, oczywistą jest tylko z pozoru. Zbrodnia dokonuje się bowiem w szczególnych okolicznościach, bo podczas grupowej psychoterapii polegającej na tzw. ustawieniach, podczas których - w myśl teorii Berta Hellingera, która zakłada, że dziedziczymy wszystkie niezałatwione sprawy z przeszłości naszych bliskich - obcy ludzie wcielają się w postacie z rodziny chorego i – jak się okazuje – przeżywają emocje nieznanych, odgrywanych przez siebie ludzi. Ustawienie ich we właściwych miejscach wobec chorego może mu pomóc uwolnić się od traumy. Czy faktycznie tak się dzieje?

Terapia - jak chce tego Miłoszewski - zawodzi, a nadto przynosi (przynajmniej z pozoru) nieoczekiwane rozwiązania. Zmarły Telak nie uwalnia się od traumy (albo raczej uwalnia w zaskakująco bolesny sposób...), a sama terapia przysparza nie tylko policji, ale i pozostałym jej uczestnikom i prowadzącemu – doktorowi Cezaremu Rudzkiemu, kłopotów, czyniąc z nich głównych podejrzanych zbrodni. Oczywiście, co jest rzeczą normalną, podejrzani o niczym nie wiedzą, ale czując nad sobą prokuratorski nakaz, bez chwili wahania wskazują w swoim gronie potencjalnych morderców, za których jeszcze chwilę temu ręczyli własnym słowem. Jak w dobrym kryminale naturalnym też jest, że na miejscu zbrodni dowodów brak (poza fiolką tabletek nasennych i rożnem w oku denata), zmarły nie pozostawia po sobie niczego, co mogłoby pomóc sprawie (poza wypełnionymi kuponami lotto, które zresztą nie przynoszą mu wygranej…), a na dodatek dyktafon stanowiący jedyny zapis notatek, myśli i spraw Telaka ginie w niewiadomych okolicznościach.
 
Szacki szuka więc po omacku, przesłuchuje podejrzanych i znosi humory szefowej, próbując jednocześnie poskładać do kupy elementy kryminalnej układanki, a między zbrodniami dochodzi do wniosku, że rola przykładnego małżonka go nuży, wdaje się w romans z młodą dziennikarką i nie bez strachu zauważa, że komuś zależy, aby przestał się interesować niewygodną sprawą. Po drodze dyktafon się odnajduje (a na nim nagranie, w którym Telak przyznaje, że chciał popełnić samobójstwo), tabletki nasenne okazują się być prezentem od „serdecznej” współuczestniczki terapii, liczby kreślone na kuponach loteryjnych z zauważalną powtarzalnością zaczynają „mówić” datami, a prokurator dowiaduje się, że zmarły ma na swoim koncie nie tylko potężne sumy pieniędzy, ale i współudział w mafii i zbrodnię, która została zatarta przez tajne służby PRL. Jakby tego było mało, Szacki odkrywa, że dawna zbrodnia dotyczy Kamila Sosnowskiego, niedoszłego narzeczonego żony Telaka, a syna psychoterapeuty odpowiedzialnego za terapię – Cezarego Rudzkiego, dawniej zaś... Sosnowskiego właśnie. Okazuje się też, że sama terapia miała na celu nie pomoc dręczonemu upiorami przeszłości Telakowi, ale doprowadzenie go do rozstroju psychicznego, a w konsekwencji – do (nieudanego) samobójstwa.
 
Jest to więc typowo kryminalna historia, w tle której rozgrywają się nie tylko dramaty ludzi wplątanych w intrygę, ale i uwikłania głównego bohatera – prokuratora, męża, ojca, warszawianina. On to zresztą stanowi najmocniejszą stronę powieści Miłoszewskiego - jest nie tylko świetnym prokuratorem, ale i - po prostu - pogubionym w życiu facetem, który szuka odpowiedzi na pytania, które nie zawsze są precyzyjnie wyartykułowane. To on dźwiga w powieści cały ciężar odpowiedzialności za własne czyny i postęp śledztwa, jest postacią charyzmatyczną, narysowaną grubą, wyraźną kreską, a przy tym pozwala sobie na złośliwości, uszczypliwości i gorzkie uwagi względem nie tylko podwładnych, ale i swoich przełożonych, do wszystkiego zaś dochodzi nie tylko wrodzonym przeczuciem, solidnym dochodzeniem i denerwującą drobiazgowością, ale i przeprowadzonym na wszystkich podejrzanych… ustawieniem, które daje mu jasność co do słuszności podejrzeń kierowanych w stronę osób w jakiś sposób najbliższych Telakowi. Ustawieniem - dodajmy - które pozwoliło Miłoszewskiemu nie tylko na wprowadzenie do powieści kryminalnej wątków psychologicznych napędzających akcję, ale i dało wyraźny impuls poznawczy czytelnikowi z pewnością nie mniej zaskoczonemu całym terapeutycznym przedsięwzięciem co sam prokurator. Temu ostatniemu zresztą nie mieściło się w głowie, aby w warszawskich, przykościelnych realiach szukać rozwiązania psychologicznej zagadki kryminalnej doprowadzającej do tajemnic ukrytych głęboko w murach miasta. Miasta, które żyje tym, co tu i teraz, ale i nie zapomina o dawnych zbrodniach. Miasta, które czytelnik poznaje nie tylko dzięki bohaterom, ale i niemal namacalnie stąpa po jego ulicach odmalowanych z iście reporterskim zacięciem. Miasta w końcu, które - co jest niezmiernie ważne - staje się w końcu nie tylko pustym tłem, ale i pełnoprawnym uczestnikiem zdarzeń, jego niemym świadkiem i pochłaniaczem zagadek i niewyjaśnionych zbrodni.
 
Uwikłanie posiada zatem wszystkie atuty dobrego kryminału - Miłoszewski nie tylko trzyma w napięciu i zmusza czytelnika do wytężonej pracy, ale i prowadzi go drogą niebezpieczną i zaskakującą, bo poruszającą zakamarki ludzkiej świadomości i bojaźliwości; nie tylko świetnie oddaje charakter zbrodni, ale i pozwala na uczestniczenie w jej tajemnicy; nie tylko tworzy barwnego i obeznanego w realiach polskiej prokuratury bohatera, ale i czyni z niego postać tyleż zaskakująco namacalną, co drepczącą ścieżką nie zawsze zbieżną ze zdrowym rozsądkiem... Na dodatek tworzy obraz nie tylko ociekający ironią i niewymuszonym smakiem literackim, ale i oddający w pełni charakter warszawskiego światka. Czego chcieć więcej?

_________________________________________________________________________________

Zygmunt Miłoszewski, Uwikłanie, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013

 źródło zdj. empik.com
 

 

 

4 komentarze:

  1. Bardzo dogłębna i interesująco napisana opinia.
    Czytałam i zgadzam się, że to świetny kryminał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Rozgość się i zostań dłużej :)

      Bardzo dziękuję za komentarz, o kryminałach mogłabym długo i do znudzenia... A w blogosferze dopiero raczkuję, ale staram się, staram :) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. 55 year old Nuclear Power Engineer Harlie Rixon, hailing from Westmount enjoys watching movies like "Resident, The" and Wood carving. Took a trip to Madara Rider and drives a Outlook. Strona glowna

    OdpowiedzUsuń